środa, 18 września 2013

Inglot Freedom System

Cześć Dziewczyny!

Długo oczekiwany przeze mnie (i mam nadzieję, że i przez Was) post w końcu ukończony! :)

Na pewno każda z Was słyszała już o Freedom System, który oferuje nam marka Inglot. A jeśli nie słyszałyście to bardzo serdecznie zapraszam Was do zapoznania się z opisem i moją osobistą recenzją :) Zapewniam, że będzie ciekawie!

Która z nas nie szaleje za ładnym wyglądem? Ja bardzo lubię dobrze wyglądać, lubię się też malować. Mimo rezygnacji z fluidów wszelkiej maści nie zapomniałam o makijażu oka :) Chociaż muszę się przyznać, że bardzo polubiłam się z Kremem BB od Rimmel, który bardzo dobrze toleruje moja wymagająca skórą (recenzję możecie przeczytać klikając w nazwę :) ).
Jeśli mówimy o makijażu oka mamy na myśli przede wszystkim cienie, eyelinery i tusze do rzęs. Dzisiaj chciałabym skupić się na jednej z moich ulubionych marek - INGLOT. Mam już od nich trzy całe paletki - dwie, które dostałam jako prezenty od mojego TŻ, najmniejszą sprawiłam sobie kiedyś sama. Pojawiają się też pojedyncze cienie :)


Kompletując swoje paletki mamy do wyboru kilka różnych rodzajów cieni:
AMC - cienie matowe z drobinkami
AMC SHINE - cienie perłowe z drobinkami
MATTE - cienie matowe
PEARL - cienie perłowe
DOUBLE SP - cienie matowe zawierające drobinki

Czasem mam wrażenie, że niektóre "rodzaje" niewiele różnią się między sobą. Na przykład - czym różni się AMC od DOUBLE SP? Jedne i drugie to maty z drobinkami. Ale... AMC są najbardziej napigmentowanymi cieniami ze wszystkich. Wystarczy tylko odrobina cienia żeby uzyskać cudownie nasycony kolor :)
Prawdę mówiąc uważam, że każda grupa zasługuje na duże brawa za pigmentację. Nawet cienie matowe od razu wydobywają z siebie przepiękny odcień! Powiem szczerze - nie miałam jeszcze matowego cienia, który trzymałby się tak długo i wymagał tak małej ilości do uzyskania intensywnego koloru.

     AMC    
Świetna pigmentacja, cudowne kolory. Nałożone na powieki świecą się jak szalone. Podobno powinny być twardsze od pozostałych rodzajów - nie zauważyłam tego. Pracuje mi się z nimi bardzo dobrze i nie wkładam więcej siły w nabieranie ich na pędzelek :) Trzeba pamiętać żeby strzepywać nadmiar z pędzelka, gdyż osypane np. na policzku trudno z nich schodzą.

     AMC SHINE     
W tych cieniach drobinki pełnią rolę drugorzędną. Są jedynie dopełnieniem cieni perłowych. Poprzez drobinki cień jest bardziej rozświetlony ale dalej jest to przepiękna perła. Dodają głębi makijażowi oka. Są przyjemne w nakładaniu i rozcieraniu. Odkryłam też, że dodając duraline intensywne kolory można przemienić w cudowny eyeliner :) Gorzej ze zgaszonymi odcieniami - wtedy są one mało widoczne.

     MATTE    
Cienie z którymi trzeba nauczyć się współpracować. Makijaż matowymi cieniami jest dużo bardziej wymagający niż cieniami o "błyszczącym" wykończeniu. Najlepiej je wklepywać - uzyskamy wtedy intensywniejszy kolor, nie będą też tworzyć się smugi. Najlepiej trzymają się na bazie, jednak wytrzymają także na samym podkładzie (lub na samych powiekach jeśli ktoś nie używa fluidów). Są to cienie najmniej trwałe ze wszystkich - jednak krótkotrwałości zarzucić im nie można.

     PEARL     
Kiedy chcemy, aby nasz makijaż miał głęboki kolor na pewno musimy sięgnąć po perłę. Tutaj nie świecą się żadne drobinki - to cały cień się mieni! Kremowa konsystencja rozkocha nas w sposobie nakładania, który okaże się bajecznie prosty :)

     DOUBLE SP     
Cienie matowe zawierające tak dużo drobinek, że wcale nie widać, że są matowe. Przynajmniej ja posiadam takie kolory, w których mat znika bez śladu. Za to mieniące świecidełka zmieniają powiekę nie do poznania :) To również cienie, które nie są tak trwałe jak np. AMC, najlepszym sposobem nakładania jest wklepywanie. Są jednak mniej wymagające niż czyste maty.

Ufff... opis już jest (mam nadzieję, że dotrwałyście do jego końca :D ). Pora więc pokazać Wam moją małą kolekcję cieni.


Moja pierwsza paletka (lekko już zmodyfikowana). Pierwotnie zamiast bieli i błękitu był tutaj beż i pomarańcz, które pokażę Wam w dalszej części posta.


Biel (AMC SHINE 120) mam dopiero od kilku dni i już ją pokochałam. Cudownie rozjaśnia wewnętrzne kąciki, podbija także kolory, które razem z nią nakładamy. Niebieskości używam do delikatnych akcentów na oku - kreska z pomocą duraline, dolna powieka, linia wodna albo akcent przy zewnętrznym kąciku. Niby kolory bardzo "nienaturalne" jednak cudownie wyglądają!


Brąz idealnie spisuje się jako przyciemnianie zewnętrznych kącików. Złoto cudownie rozświetla. Obydwu cieni używam dość często a jak widzicie - zużycie niewielkie :) Wydajność to drugie imię cieni Inglot.


Tą małą paletkę sprawiłam sobie sama :) Brakowało mi kolorowych cieni i klasycznego srebra.


Do teraz pieje z zachwytu jeśli chodzi o kolory! Są cudownie napigmentowane, wystarczy dotknąć palcem :) Używam ich, tak samo jak niebieskości, do delikatnego zaakcentowania koloru. Fiolet i butelkowa zieleń będą idealne do jesiennych stylizacji :)


Moja ostatnia paletka i oczko w głowie :)


Jestem wielką fanką matowych makijaży na co dzień. Uważam, że wygląda się w nich niezwykle elegancko i bez zbędnego przesadyzmu. Dlatego w mojej kolekcji znalazł się pudrowy róż i ciepła brzoskwinka. Muszę tutaj pochwalić mojego TŻ - sam wybierał kolory i trafił w dziesiątkę! Nawet nie wyobrażacie sobie jak pięknie wygląda połączenie MATTE 368 i AMC 54!


Cienie RAINBOW doskonale sprawdzają się przy cieniowaniu makijażu - wszystkie trzy kolory po roztarciu przechodzą przez siebie idealnie. Moja tęcza o numerku 114 to również mat :)



  W mojej kolekcji są też trzy odrębne cienie, które wyjęłam z paletki lub nie miały w niej miejsca od początku.


Jako pierwszy chce Wam przedstawić beż. Mój ulubiony, waniliowy beż, w którym jestem zakochana i muszę dokupić zapas! Moja pierwsza paletka upadła kilka razy kiedy cień ten był już bardzo zużyty. Żadnemu cieniowi nic się nie stało - tylko mój ulubiony, już osadzający się na samych brzegach umarł :( Wyzbierałam co się dało i tyle go zostało... Jest idealny jeśli chodzi o bardzo naturalne makijaże oka, prawie nude. To odcień, którego nigdy nie zamieniłabym na inny :)



AMC SHINE 129 na zdjęciach wygląda jak złoto. Na prawdę jest rdzą wpadającą w pomarańczowy odcień. Cień bardzo mocno eksploatowany jednak wcale tego nie widać :) Kiedy moje włosy były jeszcze rude był to cień nr 2 (bo beż był zawsze nr 1) ;)



Ostatni z moich cieni - wściekły żółty. Przy tym kolorze dopiero widać, że faktycznie jest matowy i naszpikowany drobinkami. Mam nadzieje, że nie tylko ja to widzę na zdjęciu ;) Tak bijący w oczy kolor używany jest przeze mnie rzadko ale świetnie nadaje się znowu jako akcent. Zauważyłyście, że lubię kolorowe akcenty? Ahhh i znowu częściej używany był przy rudych włosach!

Bardzo ważnym elementem paletki jest... sama paletka! Mamy do wyboru dwa rodzaje:
  • Klasyczną, czarną paletkę z zawiasami. Ma ona lusterko i miejsce na pędzelek.
  • Zupełnie nową, zamykaną na magnesy. Ma przezroczyste wieczko co ułatwia nam rozpoznanie paletki.
Mi najbardziej przypadły do gustu nowe paletki. Wyglądają nowocześnie, wszystko w nich widać. Można też ułożyć je jedna na drugą, co bardzo ułatwia i usprawnia przechowywanie. Przeszkadza mi w nich tylko brak miejsca na pędzelek - ale coś za coś. Przeżyję :)


     Podsumowując     

Nie wiem czy moja kolekcja jest duża czy nie. Na pewno brakuje tutaj kolorów - klasyczna czerń, szarości, odcienie brązów i beżów, i duuużo by wymieniać. Freedom System jest to seria, którą bardzo sobie upodobałam zwłaszcza, że bardzo lubię układać, przekładać i dopasowywać paletkę w zależności od tego, co mi się aktualnie podoba.
Mam tylko jedno ale - niektóre cienie potrafią mnie uczulić. Muszę zmyć makijaż w chwili kiedy wrócę do domu i już nigdzie nie wychodzę. Zauważyłam to przy pomarańczu i żółci (podejrzewam, że może być to sprawka czerwonych pigmentów ale ekspertem nie jestem).

Co przemawia za Freedom System?
+ pigmentacja
+ trwałość na powiekach
+ wydajność
+ szeroka gama kolorystyczna
+ przyjemny sposób nakładania
+ trwałość jeśli chodzi o uszkodzenia mechaniczne (moje paletki kilka razy uderzały o płytki w łazience i praktycznie żadnemu cieniowi nic się nie stało; ucierpiał jedynie beż, o którym wspomniałam na górze)

Jakieś minusy?
- cienie czasem potrafią się osypać (ale zauważyłam to w warunkach ekstremalnych)
- te, które zawierają czerwony pigment mogą uczulić
- pod koniec dnia mogą się zrolować i odrobinę "wytrzeć"

Więcej nie pamiętam :D

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć :) Jestem ciekawa kto przeczyta cały ten mój wywód do końca!

Pozdrawiam Was gorąco :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się ze mną swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami :)